Przypomnij sobie, cośmy widzieli, jedyna, W ten letni tak piękny poranek: U zakrętu leżała plugawa padlina Na ścieżce żwirem zasianej.
Z nogami zadartymi lubieżnej kobiety, Parując i siejąc trucizny, Niedbała i cyniczna otwarła sekrety Brzucha pełnego zgnilizny.
Słońce prażąc to ścierwo jarzyło się w górze, Jakby rozłożyć pragnęło I oddać wielokrotnie potężnej Naturze Złączone z nią niegdyś dzieło.
Błękit oglądał szkielet przepysznej budowy, Co w kwiat rozkwitał jaskrawy, Smród zgnilizny tak mocno uderzał do głowy, Żeś omal nie padła na trawy.
Brzęczała na tym zgniłym brzuchu much orkiestra I z wnętrza larw czarne zastępy Wypełzały ściekając z wolna jak ciecz gęsta Na te rojące się strzępy.
Wszystko się zapadało, jarzyło, wzbijało, Jak fala się wznosiło, Rzekłbyś, wzdęte niepewnym odetchnieniem ciało Samo się w sobie mnożyło.
Czerwie biegły za obcym im brzmieniem muzycznym Jak wiatr i woda bieżąca Lub ziarno, które wiejacz swym ruchem rytmicznym W opałce obraca i wstrząsa.
Forma świata stawała się nierzeczywista Jak szkic, co przestał nęcić Na płótnie zapomnianym i który artysta Kończy już tylko z pamięci.
A za skałami niespokojnie i z ostrożna Pies śledził nas z błyskiem w oku Czatując na tę chwilę, kiedy będzie można Wyszarpać ochłap z zewłoku.
A jednak upodobnisz się do tego błota, Co tchem zaraźliwym zieje, Gwiazdo mych oczu, słońce mojego żywota, Pasjo moja i mój aniele!
Tak! Taka będziesz kiedyś, o wdzięków królowo, Po sakramentch ostatnich, Gdy zejdziesz pod ziół żyznych urodę kwietniową, By gnić wśród kości bratnich.
Wtedy czerwiowi, który cię będzie beztrosko Toczył w mogilnej ciemności, Powiedz, żem ja zachował formę i treść boską Mojej zetlałej miłości.
Powinniście dostać wyrok długoletniego więzienia za takie zbezczeszczenie najwspanialszego poety na świecie. Dekadentyzm i reggae mają się tak jak pięść do nosa. Tylko w drugim przypadku są wyjątki, gdy jest to potrzebne. Między innymi pięść bardzo pasowałaby do nosa wykonawców za profanację.
Zajebiste połączenie Baudelaire'a, czyli rozkładu, przyziemności, mogiły, i przemijania jako takiego, którego wynikiem z reguły* jest gnicie, z radosnymi dźwiękami życiochwalczej mjuziczki rodem z Jamajki..mmm smaczek przepyszny jak dla mnie miazga cudna, kontrast genialny, pozdro, Odyn, oby tak dalej 🙂 i wielki szacun dla Gleby, bo pewnie on tam wymęczył podkład 😛
Przypomnij sobie, cośmy widzieli, jedyna,
W ten letni tak piękny poranek:
U zakrętu leżała plugawa padlina
Na ścieżce żwirem zasianej.
Z nogami zadartymi lubieżnej kobiety,
Parując i siejąc trucizny,
Niedbała i cyniczna otwarła sekrety
Brzucha pełnego zgnilizny.
Słońce prażąc to ścierwo jarzyło się w górze,
Jakby rozłożyć pragnęło
I oddać wielokrotnie potężnej Naturze
Złączone z nią niegdyś dzieło.
Błękit oglądał szkielet przepysznej budowy,
Co w kwiat rozkwitał jaskrawy,
Smród zgnilizny tak mocno uderzał do głowy,
Żeś omal nie padła na trawy.
Brzęczała na tym zgniłym brzuchu much orkiestra
I z wnętrza larw czarne zastępy
Wypełzały ściekając z wolna jak ciecz gęsta
Na te rojące się strzępy.
Wszystko się zapadało, jarzyło, wzbijało,
Jak fala się wznosiło,
Rzekłbyś, wzdęte niepewnym odetchnieniem ciało
Samo się w sobie mnożyło.
Czerwie biegły za obcym im brzmieniem muzycznym
Jak wiatr i woda bieżąca
Lub ziarno, które wiejacz swym ruchem rytmicznym
W opałce obraca i wstrząsa.
Forma świata stawała się nierzeczywista
Jak szkic, co przestał nęcić
Na płótnie zapomnianym i który artysta
Kończy już tylko z pamięci.
A za skałami niespokojnie i z ostrożna
Pies śledził nas z błyskiem w oku
Czatując na tę chwilę, kiedy będzie można
Wyszarpać ochłap z zewłoku.
A jednak upodobnisz się do tego błota,
Co tchem zaraźliwym zieje,
Gwiazdo mych oczu, słońce mojego żywota,
Pasjo moja i mój aniele!
Tak! Taka będziesz kiedyś, o wdzięków królowo,
Po sakramentch ostatnich,
Gdy zejdziesz pod ziół żyznych urodę kwietniową,
By gnić wśród kości bratnich.
Wtedy czerwiowi, który cię będzie beztrosko
Toczył w mogilnej ciemności,
Powiedz, żem ja zachował formę i treść boską
Mojej zetlałej miłości.
Świetne
Powinniście dostać wyrok długoletniego więzienia za takie zbezczeszczenie najwspanialszego poety na świecie. Dekadentyzm i reggae mają się tak jak pięść do nosa. Tylko w drugim przypadku są wyjątki, gdy jest to potrzebne. Między innymi pięść bardzo pasowałaby do nosa wykonawców za profanację.
Bardzo fajny cover, dzisiaj to akurat przeczytałem 😀
Pokaz w szkole XD Ktos juz kiedys przytulil 5 z Polaka za drwale 😀
Właśnie się tego uczę, cudowne!
Wybrali nowego Pape!! o tym też byście coś nagrali 😀
Podklad wyjatkowo jumany, bo gleba nie ma czasu sie podrapac w d… 😉 Lava Ground Riddim sie to zwie 😉
Zajebiste połączenie Baudelaire'a, czyli rozkładu, przyziemności, mogiły, i przemijania jako takiego, którego wynikiem z reguły* jest gnicie, z radosnymi dźwiękami życiochwalczej mjuziczki rodem z Jamajki..mmm smaczek przepyszny jak dla mnie miazga cudna, kontrast genialny, pozdro, Odyn, oby tak dalej 🙂 i wielki szacun dla Gleby, bo pewnie on tam wymęczył podkład 😛
*nie doty M. Jacksona
P.S. A tak w ogóle to ja- Voitaz
Założę garnitur, kupie kwiaty i przyniosę album rodzinny.
A kwiatki? A bomboniera? Z taka bajerką nie da rady :< Chyba ze z fotkami kumpli z naszej klasy 😀
Więc smaruj dupe odyn
Wchodząc i odpalając to właśnie posłuchałeś rege man… 😉 Ups 😛
Kto słucha rege ten rucha kolege
ps. to prawda
Bardzo dziekuję…nie spodziewałem się tego..
Piękne 🙂
To ta inspiracja wierszami w pana wykonaniu o której pisałem panie Darku ;] Gdybym nie trafił na "Dusiołka" ten numer by nie powstał ;]
Brawo….klasyka w świetnym wykonaniu…
Kawałek jak zwykle zaje. ;]
Oj tam, przecież sięzgrywam tylko :C
No jak to co, przyspiewki dla ministrantow ;p
Co to ma być?! :<