A.J.K.S. – 4 D藕wi臋ki

(I.)
W czterech d藕wi臋kach mo偶na dok艂adnie zamkn膮膰 wszystkie lata
Dni, kt贸re uwi臋zi艂y mnie i czas ten co oplata
Gra nie warta 艣wieczki, rozs膮dni wci膮偶 si臋 burz膮
Bo mie膰 farta to konieczny wym贸g, niczemu nie s艂u偶膮
Reminiscencje, ci膮gle jest ich coraz wi臋cej
Przy zapachach z tamtych chwil zawsze opadaj膮 r臋ce
I wiem, 偶e jest ten 艣wiat daleko w innym wymiarze
G艂upota podlega karze mimo wszystkich tych zdarze艅
Kt贸re mia艂y miejsce i uczyni艂y mnie tym kim jestem
Co by艂o 艣wi臋te konsekwentnie staje si臋 diabelskie
Ju偶 nie chodzi o uczucia i t臋sknot臋 do ciebie
Kopa艂em mocno, s艂uchaj, lecz si臋 jednak nie wygrzebi臋
Pami臋tam strych, piwnic臋, ten ma艂y pok贸j
A pozorny spok贸j toczy wojn臋 ka偶dego roku
Tyle ludzi wok贸艂 ma takie same rozwa偶ania
Co艣 si臋 we mnie zal臋g艂o i rozwin膮膰 si臋 zabrania
Od zawsze my艣la艂em jak to jest z tym piek艂em
I z biegiem lat, to powiem ci, 偶e wiesz, chyba doszed艂em
Do konstruktywnych wniosk贸w, tak wiem to po prostu
Uwi臋ziony na samotnej skale pozbawionej most贸w
Niby widz臋 co dzieje si臋 wok贸艂 mojego m贸zgu
Ale wstydz臋 si臋 partycypowa膰 miliony bluzg贸w
Nieuzasadniony gniew i strach przed kontratakiem
Nie m贸w, 偶e autorytet, bo naprawd臋 jestem wrakiem
Jak samoch贸d z pustym bakiem mo偶e 艣licznie wygl膮da膰
Po偶ytek z niego 偶aden, powiedz kto to posprz膮ta
Wymiecie z pami臋ci kod do domofonu
Topografi臋 mieszkania i numer telefonu
Podpali wspomnienia, niech wied藕my p艂ona na stosie
Kiedy艣 stawia艂em op贸r, no a teraz tylko prosz臋
I 偶e to jeszcze znosz臋 to sam si臋 sobie dziwie
Kalendarz p艂ata figle i si臋 艣mieje tak parszywie

(II.)
Los rzuci艂 nas totalnie w tak r贸偶ne wymiary
I gdybym by艂 demiurgiem to najwy偶szy wymiar kary
Zastosowa艂bym wobec 艣wiata naszego autorstwa
Ta strata boli bardziej ni偶 wszystkie Zachody S艂o艅ca
Na Brudnych Dworcach, nigdy nie szukaj tam repliki
Bo jak ja sam dla siebie oka偶esz si臋 by膰 nikim
Ten kto ustawia codziennie nasze klocki
Zobrazuje ci jak boli gdy przestajesz by膰 radosny
Nie rozumia艂em nigdy fenomenu wiosny
Przez zazdro艣膰, bo 艣nieg zakrywa wszystkie troski
I gdy kurtyna opada i do 偶ycia si臋 budz膮
Demony co jak psie g贸wna ulice brudz膮
Chce mi si臋 rzyga膰 z b贸lu i nadziei
Ta druga kiedy艣 mia艂a skrzyd艂a, zgrabnie je podci臋li
I cho膰by艣my chcieli podj膮膰 kolejn膮 pr贸b臋
To ju偶 na pocz膮tku rozm贸w, wiem 偶e si臋 zgubi臋
Z ogromnym trudem przes艂uchuj臋 stare p艂yty
Ponad 50 minut, to prawdziwy wyczyn
I niby niczym nie powinno by膰 poparte
Szukanie dziury w ca艂ym – evviva l’arte!
Mog臋 si臋 zas艂oni膰 najprostsz膮 konwencj膮
A w duszy pszczo艂y tworz膮 domy i dobrze wiem to
呕e wbijaj膮 swoje 偶膮d艂a, chc膮 zatru膰 jeszcze bardziej
Odda膰 ho艂d zaci艣ni臋tej pi臋艣ci i spuchni臋tej wardze
Ceni臋 pogard臋 i goszcz臋 j膮 w sercu
Kt贸re jest tak twarde, jak bicz na innowierc贸w
Z reszt膮 kurwa, w sumie nie wiem jak toczy艂oby si臋 偶ycie
Gdybym skrajn膮 tolerancj臋 zast膮pi艂 w艣ciek艂ym krzykiem
Trzeba liczy膰 si臋 z ryzykiem, to takie rozs膮dne
Dojrza艂e i m膮dre, mam w sobie tykaj膮c膮 bomb臋
I jedna my艣l jest ze mn膮 zawsze i wsz臋dzie
Je艣li ja nie mam Ciebie, to nikt inny mie膰 nie b臋dzie

Dodaj komentarz

Tw贸j adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola s膮 oznaczone *