S艂o艅 – Baran

(Verse 1)
By艂 katechet膮 w jednym z lice贸w, bardzo si臋 stara艂
Mia艂 na nazwisko (…) wi臋c m贸wili o nim „Baran”
Wiara by艂a mu bliska, zawsze kocha艂 to co robi艂
Chocia偶 ludzie mu rzucali ci膮gle k艂ody pod nogi
„Katecheta to pedofil!” – Kto艣 na korytarzu krzykn膮艂

On udawa艂, 偶e nie s艂yszy, cho膰 by艂o mu bardzo przykro
Wszystko co im m贸wi艂 raczej kwitowali 艣miechem
艢mia艂 si臋 z niego nawet jeden WF-ista trener
Szczerze nie wiem ile mo偶na znosi膰 upokorze艅
Czasami my艣la艂, 偶e jest z dnia na dzie艅 coraz gorzej
„Mo偶esz cmokn膮膰 mnie w dup臋!” – Kto艣 pyskowa艂 mu stale
Przecie偶 znasz nastolatk贸w, jako艣 musz膮 si臋 wyszale膰
Grozi艂, 偶e im wpisze pa艂臋 na p贸艂rocze z religii
Szydzili mu w twarz m贸wi膮c „Heh, nie b膮d藕 dziwny”
Wszyscy go zlewali, nawet sam pan dyrektor
Poklepuj膮c go po plecach stwierdzi艂 „Nie masz lekko”
W jego sercu piek艂o z wolna zaczyna艂o iskrzy膰
Stara艂 si臋 jak m贸g艂, pisa艂 do rodzic贸w listy
I nikt nigdy nie chcia艂 go traktowa膰 na serio
Przecie偶 to tylko „Baran”, on jest 偶yciow膮 oferm膮
Nigdy nie mia艂 lekko, by艂 cherlawym dzieckiem
R贸wie艣nicy mu cisn臋li, 偶e powinien nosi膰 kieck臋
Oceny mia艂 kiepskie, szko艂a by艂a straszna
Aparycja anemika nie pomog艂a mu w przyja藕niach
Mieszka艂a z nim babcia, siwa gruba j臋dza
Mia艂a s艂abo艣膰 do sadyzmu, lubi艂a si臋 nad nim zn臋ca膰
„Kl臋kaj Ty pomiocie i nie wa偶 mi si臋 p艂aka膰
To Ty jeste艣 powodem czemu tata zmar艂 na raka”
Matka te偶 odesz艂a po tym jak go urodzi艂a
Uciek艂a z jakim艣 Niemcem szybciej ni偶 stru艣 p臋dziwiatr
Wyr贸s艂 z niego dziwak i nikt nie przypuszcza艂
呕e jego przemi艂a babcia wchodzi wnuczkowi do 艂贸偶ka
S臋dziwa staruszka nie by艂a normalna
Grozi艂a, 偶e sekatorem obetnie mu genitalia
Stara wariatka chroni艂a go przed dzie膰mi
Albo trzyma艂a go w szafie, albo kaza艂a si臋 pieprzy膰
Nie by艂o ucieczki, ale jako艣 to prze偶y艂
Sko艅czy艂 pedagogik臋, p贸藕niej kurs katechezy
Cztery lata uczy艂 i te偶 nie mia艂 艂atwo
Wczoraj na d艂ugiej przerwie kto艣 w niego rzuci艂 kanapk膮
Szkolnictwo to bagno, g贸wniane zarobki
O jakimkolwiek szacunku do starszych zapomnij
Ka偶dy chcia艂 go upodli膰, nauczyciel popychad艂o
A jak ju偶 kogos zjebiesz to przyjdzie do ciebie z matk膮
W ko艅cu mu siad艂o, ka偶dy kiedy艣 p臋ka
Stan膮艂 przed swoj膮 klasa przecieraj膮c swetrem denka
I przysi臋gam, 偶e nigdy nie by艂 tak spokojny jeszcze
Kiedy oznajmi艂 wszystkim, 偶e ich bierze na wycieczk臋

(Break)
Baran wynaj膮艂 autokar, zebra艂 od rodzic贸w zgody
呕eby z maturaln膮 klas膮 pojecha膰 do Cz臋stochowy
„Zajebisty pomys艂” – M贸wili ch艂opacy w klasie
„Tak sie spij臋 i zjaram, 偶eby straci膰 kurwa zasi臋g!”

(Verse 2)
Wcze艣nie wyruszyli w tras臋, troch臋 zajmie im dojazd
Kto艣 na tyln膮 szyb臋 wklei艂 rozk艂ad贸wk臋 z Playboya
Kto艣 z iPhona pu艣ci艂 rap, same ordynarne teksty
艢miali si臋, 偶e Baran jako kierowca jest r贸wnie kiepski
W butelki od pepsi porozlewali drinki
Dla zabawy do okien przystawiali go艂e ty艂ki
I nikt z nich nie skuma艂, 偶e na drodze opad艂 szlaban
Wi臋kszo艣膰 by艂a najebana, ka偶dy 艣mia艂 si臋 i gada艂
„Chwalmy Pana!” – Krzykn膮艂 Baran nie puszczaj膮c k贸艂ka
A na jego twarzy pojawi艂a si臋 jakby ulga
Kto艣 wyszepta艂 „O kurwa” – jakby nie dowierza艂 oczom
I autobus niszcz膮c szlaban wjecha艂 pod p臋dz膮cy poci膮g

(Outro)
Baran si臋 ockn膮艂, mocno przepocona po艣ciel
Zgrzyt metalu z jego snu d藕wi臋cza艂 w g艂owie coraz mocniej
Przez otwarte drzwi na o艣cie偶 wesz艂a psychiczna starucha
Dzi艣 jest pierwszy dzie艅 szko艂y jej siedmio letniego wnuka

Dodaj komentarz

Tw贸j adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola s膮 oznaczone *

Skip to content