(Zwrotka 1)
Brudna podeszwa na twój ryj wjeżdża na czoło logo Nike’a
Wciąż odbijam od radiówek i bujanki w koloratkach
Ponoć dar mam, więc się szykuj na kolejny poziom chamstwa
Nie gram rapu dla tych owiec, co przed TV chłoną kłamstwa
Ponownie robię mindfuck, pcham chuj ci w mózg
Słoń to prostak i ma dużo mniejszy zasób słów niż Groot
Łuski znów latają w studiu i już chyba znasz mnie kurwa
To Wojtek Dilinger zmienia twoją czaszkę w durszlak
Nie słucham gówna, więc bierz tą śmieszną ferajnę
Ministranci nawijają o syropie ze Spritem
Dobierz torebkę do skarpet, bo najważniejszy jest ubiór
Słoń to cyjanowodór wstrzyknięty w żyłę na chuju
Składam śluby brudu zamiast ślubów czystości
To król szczurów, monarcha z dala od tłumu tych nornic
Bóg bólu i wojny, mam własne logo na ciuchach
A huragan Katrina to moja pogoda ducha
(Refren)
Pociągam znów spust, nadal mi obca empatia
I jak gwóźdź w mózg, wbijam tu w brudnych Air maxach
Lewiatan, pływam w morzu kłamstw i zawiści
To ten, co zapierdala i nie patrzy na licznik
Pociągam znów spust, nadal mi obca empatia
I jak gwóźdź w mózg, wbijam tu w brudnych Air maxach
Lewiatan, pływam w morzu kłamstw i zawiści
To ten, co zapierdala i nie patrzy na licznik
(Zwrotka 2)
To dla wkurwionych szczyli i tych, co mają dość w chuj
Wjeżdżam grubo na bity, chociaż podobno Słoń schudł
I znów Antybohater ci z papcia wpadł na melanż
Pierdolę Wonder Woman trójzębem Aquamana
Każdy ma teraz podrobione L I V
Weź ich sprawdź, no name’y pierdolą czym jest fame i hype
Édith Piaf jest mi obca, wciąż się jaram Demigodz
Jak Leszek Pękalski randką ze zwłokami Ewy Braun
Nie dla mnie jest celibat i chodzenie w habitach
Na bitach zabijam i to mój naturalny habitat
Więc zapnij pas, bo po łbach będę skakać jak Cadillac
Robię ci z bani sracz jakbyś z wiadra palił crack
To Brain Dead Familia, nie ma na nas skali brat
A ty choć kasy brak, to bujankę masz jak Paribas bank
Każdy ruch to szach i mat, a gwiazdki wciąż mam za nic
Pionku, twoja królowa może mi najwyżej konia zwalić